
Czarne okna
W kantylenie macierzanki zapach
uśmiechniętych nocą wodził chłopców,
jak w legendzie chodzili w zaświatach
pod oknami czarnymi dla oczu.
Nad głowami nocy złoty jeż,
księżyc w włosy się wtopił jak wianek,
nie wiedzieli – czy noc to, czy wiersz –
gubiąc włosy jak trzciny rozchwiane.
A w latarniach z trudem się chodzi
w jakimś innym rozłożystym świecie,
pod oknami czarnymi młodzi
w zasłuchania jedwabistej sieci.
Węzły powiek tak bolą zaciśnięte mocno,
nawet nie wiem – czy sen jest, czy próżnia pod nimi –
i wyrastał na nowo wędrującym chłopcom
zapach kwiatów na oczach pod oknami czarnymi.
Uśmiechów rzewnych szelest
zapadał w nich jak w otchłań,
jeszcze śpiewu było za wiele,
by się milczeniem spotkać.
Zawikłany powietrza deseń
rozdzierali rękoma ślepców,
jakże mogli inaczej przezeń,
jakże mogli go nie czuć?
Gwiazdy płynęły zewsząd,
w locie wiły swe gniazda,
noc otwarta jak wieczność,
noc ogromna i płaska –
Jak w legendzie chodzili w zaświatach,
wiatru zamieć po twarzach jak deszcz –
w kantylenie macierzanki zapach,
w kantylenie złowrogość nad nimi –
We śnie szli, a myśleli, że w latach,
nie spotkali nikogo pod oknami czarnymi –
– dziwna rzecz.
T. Gajcy
Tadeusz Gajcy, Pisma, opr. L.M. Bartelski, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1980